-Cała historia zdarzyła, zaledwie 3 lata temu. Młody chłopak o nietypowym imieniu Aron, zmarł w skutek strasznej choroby. Wychowywany, przez starą Janne Fanns, która oszalała po stracie adoptowanego syna. - historyk jedną ręką zdjął okulary, aby drugą przetrzeć spocone, profesorskie oczy.
-Proszę pana, czy to prawda, że matka Arona popełniła zabójstwo w szpitalu psychiatrycznym?- wszystkie głowy, odwróciły się w stronę osoby wypowiadającej owe zdanie.
-Tak, mówią plotki- pan Heronadle warkną na ucznia, jakby ten obraził jego nauczycielską godność.- Plotkom nie można ufać.
Zamrugałam kilka razy, upewniając się czy mój umysł dobrze zarejestrował zaistniałe chwile temu wydarzenia. Młody chłopak, po śmierci w opuszczonym domu, na ścianach wypisywał imię swojej miłości? To nielogiczne.
-Jen! Słuchaj mnie!- moja przyjaciółka, postanowiła wbić mi łokieć w żebra.
-Zamknij się.- burknęłam rozmasowując obolałe miejsce.- Słucham.
-Nie uważasz, że to MEGA romantyczne... Zatracona miłość...- rozmarzyła się nie zwracając uwagi na moją groźbę.
-Tak Bry, to okrutnie romantyczne. Wymazywanie imię ukochanej na ścianach opuszczonego budynku.- stęknęłam, starając się nieco ostudzić jej entuzjazm.
-Egoistka.
-Realistka.- poprawiłam, wiercąc się na krześle.
-Jak zwał tak zwał- odgryzła się zanim po sali rozległa się wszystkim znana melodia. Jak zaklęci, w jednej sekundzie wszyscy zabrali swoje rzeczy i uciekli jakby ich nigdy tam nie było...
-Ta dziewczyna... Ona miała na imię Jennifere- rzucił p. Heronadle zanim opuściłam klasę.